WarsztatyMyKontakt
Menu

W grudniu popołudniu

Tej podróży w ogóle miało nie być. Byliśmy już tego roku ponad trzy tygodnie w Stanach, potem na Słowenii, w Toskanii, wiele dni na pracy zdalnej na ulubionych Mazurach i nad ukochanym Bałtykiem. Ale podróżnicza natura nie potrafi tak łatwo zasnąć, gdy świat czeka, by zachwycać! Gdy w listopadzie na HomeOffice weszłam na stronę z tanimi lotami i zobaczyłam ofertę o niej, o wymarzonej Maderze, tylko skopiowałam linka i wysłałam Kubie na slacku, gdy ten siedział w biurze. Odczytał, nie odpisał, a ja - tak z przymrużeniem oka - od razu miałam to słynne uczucie: a niech cię, odebrał, nie raczy odpisać, burak i że„pogadamy w domu”. Dwie godziny później zadzwonił: „kupiłem bilety! Lecimy! Kupić lody, jak będę wracać?”.

Wczesnym ranem ledwie minęło „mgnienie oka” i tylko jedna zimna kawa, gdy Katowice, szare bezosobowością lichego betonu, przerysowały się w lotnisko w Warszawie, równie zimnej i deszczowej, jak tylko może być w najpaskudniejszy, polski grudzień. Minął jeden rogalik z marmoladą, jeden żart, że slack to dobre narzędzie, jedna wygnieciona od krzywego zaśnięcia bluza, gdy przez okno samolotu wpadło późno-popołudniowe słonce i pokazał się początek wyspy wiecznej wiosny. Gdy otwieraliśmy drzwi do wypożyczonego auta, by na następne przejechać nim całą wyspę, powietrze pachniało kwiatami, a ja aż musiałam podnieść nad łokcie rękaw bluzy, tak było ciepło. Popatrzyliśmy wtedy na siebie, z konspiracyjnym wręcz, poszerzającym się aż do pełnego uzębienia uśmiechem i tą jedną myślą: n i e m o ż l i w e. Że tutaj jesteśmy. Tak spontanicznie, tak na sam koniec roku. Na tydzień przed świętami. I naprawdę czujemy wiosnę!

DSC 2224
DSC 0172
DSC 0378
DSC 0417
DSC 0482
DSC 0301
DSC 1325
DSC 2383
DSC 2391
DSC 1834
DSC 8490
DSC 1757
DSC 8824
DSC 2439
DSC 2466
DSC 8556-2
DSC 8575
DSC 8454
DSC 8462
DSC 0870-2
DSC 0805
DSC 2456
DSC 2514
DSC 1488-2
DSC 1605
DSC 1243
DSC 1250
DSC 8432
DSC 9164